Data:29/08/08
Życie za murami zakładów dla psychicznie i nerwowo chorych jest owiane tajemnicą. Na temat tego, co się tam dzieje, powstaje wiele makabrycznych legend. Zdarza się jednak, że jakieś fakty ze szpitalnego życia docierają do opinii publicznej; niektóre z nich sprawiają, że robi nam się nieswojo.
Gwałty na dzieciach, pobicia i podpalenia
Miesiąc temu media obiegła tragiczna informacja o ośmioletnim chłopcu, który był gwałcony przez swoich kolegów z oddziału szpitala psychiatrycznego w Łodzi. Chłopiec ze szczegółami opowiedział rodzicom, co wyprawiali z nim starsi chłopcy, nie potrafił tylko nazwać tych czynności. Jest mały i nie rozumie jeszcze takich spraw. Horror rozgrywał się na oddziale szpitala. Małemu pacjentowi z podejrzeniem ADHD nie pomógł nikt - ani lekarze, ani pielęgniarki. Rodzice są wstrząśnięci tym, co się stało.
W zeszłym roku w szpitalu psychiatrycznym w Starogardzie Gdańskim doszło do pobicia mężczyzny, którego przywieziono tam na leczenie odwykowe. Już po kilku godzinach przewieziono go do szpitala św. Jana, ponieważ podejrzewano u niego padaczkę. Pacjent był nieprzytomny i podłączony do respiratora przez dwa miesiące. Był jedynym świadkiem zajścia, nikt poza nim nie mógł powiedzieć, co się dokładnie stało. Podejrzenia, że został pobity, wysunął jego ojciec po dokładnym obejrzeniu ciała syna. Były tam rozległe wybroczyny na udach, plecach i na klatce piersiowej. Po dwóch miesiącach mężczyzna ocknął się ze śpiączki, ale nikomu nie chciał opowiedzieć o tym, co przeżył w szpitalu psychiatrycznym.
Również w zeszłym roku latem doszło do tajemniczego zapalenia się pacjenta unieruchomionego w łóżku pasami. Zdarzenie miało miejsce w Złotowie. Stawiano rozmaite hipotezy dotyczące tego wypadku, podejrzewano nawet samozapłon ludzkiego ciała. Jedną z najbardziej prawdopodobnych hipotez jest jednak ta, która mówi, że mężczyzna przywiązany do łóżka został podpalony przez niepoczytalnych pacjentów, którzy dzień wcześniej oglądali przez okna szpitala manewry zawodowych drużyn straży pożarnej. Potem próbowali powtórzyć na oddziale, gdzie leżał skrępowany pacjent, to, co tam widzieli.
Otępienie i obojętność
- Módl się, żebyś nigdy nie trafił do czubków - mówi Mirek. - To jest gorsze niż więzienie. Mogą cię tam trzymać, ile zechcą, bo nie będą mieli pewności, co zrobisz, kiedy stamtąd wyjdziesz. Szprycują cię prochami, więc nie masz na nic ochoty. Inni wariaci, którym się polepszyło, mogą latać gdzie chcą i kiedy chcą. Mogą nawet sprowadzać panienki albo dymać pieprznięte z kobiecych oddziałów. Tam wszystko jest poprzewracane do góry nogami. Lekarze nie mają czasu dla pacjentów, a jeśli się rzucasz i czegoś chcesz, to przywiązują cię pasami do łóżka i kwita. Leżysz, aż się uspokoisz. Ten w Złotowie nie miał szczęścia, trafiło mu się kilku nieźle trzepniętych kolesi. Gdy pani Krysia ma ochotę iść na zakupy, a tobie akurat odwala i masz ochotę trochę polatać po oddziale, to ona woła sanitariuszy, przywiązują cię do łóżka i tyle. Leżysz sobie pogodzony z losem i czekasz, aż ona wróci ze sklepu. Nikt tam nie ma dla ciebie czasu ani ochoty, żeby się tobą zajmować naprawdę. Jesteś przypadkiem i tyle. Albo z tego wyjdziesz, albo będziesz tam siedział nie wiadomo do kiedy.
Stwierdzenie, że polskie szpitale i domy dla nerwowo i psychicznie chorych przypominają ten znany z książki i filmu Lot nad kukułczym gniazdem, jest nadużyciem. W polskich szpitalach nie ma siostry Ratched, która z premedytacją znęcałaby się nad pacjentami i wmawiała im, że w wariatkowie są dobrowolnie, a ewentualne wyjście poza mury skończy się dla nich osobistą klęską i najpewniej popełnią samobójstwo lub zaraz wrócą z powrotem. Czegoś takiego u nas nie ma.
- Moja matka leżała kiedyś w takim szpitalu - mówi Waldek. - Odwiedzałem ją. To nie było jakoś szczególnie traumatyczne przeżycie. Miałem tylko w sercu takie poczucie opuszczenia i beznadziejnej biedy. Ci ludzie byli biedni. Wystarczyło włożyć sobie do ust papierosa i już ustawiała się kolejka wariatów z uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Wszyscy wyciągali ręce, żeby dostać jednego. Za pierwszym razem miałem tylko paczkę i od razu większość nią obdzieliłem. Ci, którzy nie dostali, byli bardzo smutni, a jeden się nawet rozpłakał. Potem już woziłem im więcej fajek. Miło jest popatrzeć na szczęśliwego wariata. Mówię ci.
Praca na oddziałach i w szpitalach psychiatrycznych należy do najcięższych. Pielęgniarki, sanitariusze i lekarze, którzy tam pracują, muszą wykazywać się hartem ducha niespotykanym u pracowników innych oddziałów.
- Kiedy patrzyłem na tych pielęgniarzy - mówi Waldek - czułem się dziwnie. Ci faceci nic nie mówili, tylko patrzyli. W mojej obecności żaden się nie uśmiechnął. To bardzo stanowczy ludzie. Muszą tacy być.
Człowiek, który ma jakieś zaburzenia psychiczne, nie może trafić do szpitala, jeśli nie wyrazi na to zgody. Takie jest w Polsce prawo. Kiedy więc chory grozi swojej rodzinie nożem, a jednocześnie zachowuje pozory zdrowego rozsądku, nie można mu nic zrobić, jeśli nie zechce się leczyć. Oczywiście gdy ktoś zostanie poszkodowany, przeciwko takiemu choremu zostanie wszczęte postępowanie i ono doprowadzi do tego, że chory zostanie umieszczony w szpitalu psychiatrycznym.
- Mój brat tak wariował - mówi Maciek. - Miał chorobę afektywną, czy jak to się tam teraz nazywa. Potrafił całe tygodnie być normalny, a nagle coś mu odwalało i chwytał za nóż. Wtedy z chłopakami, bo rodziców już nie było, staraliśmy się go uspokoić i mówiliśmy, że jedziemy na wycieczkę. On się napalał na tę wycieczkę. Wsiadaliśmy do samochodu i wieźliśmy go do jakichś fajnych miejsc, na przykład nad jezioro. On jechał oczywiście z tym nożem w garści i za nic nie dawał go sobie odebrać. Pokazywaliśmy mu to jezioro i jechaliśmy niby przypadkiem wprost pod bramę tego ośrodka dla umysłowo chorych. Kiedy już tam byliśmy, to on, który bywał tam wielokrotnie i znał wszystkich lekarzy i sanitariuszy, wzruszał się mocno, pokazywał na szpital i cieszył się, że trafiliśmy tu przypadkiem. Potem mówił nam, żebyśmy sami wracali do domu, bo on zostaje. Kilka razy zrobiliśmy ten numer, ale nie było łatwo.
Polskim szpitalom dla psychicznie chorych, podobnie jak całej służbie zdrowia, na pewno wiele brakuje do doskonałości. Praca w takich placówkach nie jest jednak rajem. Standardy daleko odbiegają od tych, które obowiązują na zachodzie Europy.
- Każdemu, kto chciałby ponarzekać na ciężki los chorych znajdujących się na oddziałach psychiatrycznych, życzę, żeby popracował tam chociaż tydzień - mówi Maria, pielęgniarka. Niech posłucha tego, co tam się dzieje, i popatrzy w oczy tym ludziom. To bardzo pouczające doświadczenie.
Artykul:
Rafał Majchrzak |
|
|
|